
Z dziennika Marii Bucardi: Twoje światło zmienia wszystko – także ludzi wokół Ciebie. Nagle stajesz się „zbyt silna / zbyt silny” dla tych, którzy kiedyś byli blisko.
Jeśli czujesz, że odkąd wzrastasz – duchowo, emocjonalnie, energetycznie, materialnie – ludzie wokół Ciebie się zmieniają: jedni zaczynają się wycofywać, znikają bez słowa, inni po prostu gasną… a czasem to Ty czujesz, że już nie możesz z nimi zostać – to nie znak, że coś z Tobą nie tak. To znak, że zaczynasz być sobą naprawdę.
Tak długo, jak Twoja dusza wzrasta
– tak długo Twoje otoczenie będzie się zmieniać.
To naturalny rytm życia.
Nie dlatego, że popełniłaś/popełniłeś błąd.
Ale dlatego, że przestałaś/przestałeś być maleńkim nasionkiem – a wokół Ciebie wciąż byli ci, którzy nie wierzą, że można stać się drzewem.
Czasami te zmiany są łagodne.
Ktoś odchodzi, ale na jego miejsce pojawia się ktoś nowy.
Czasami odchodzą wszyscy – a nowi przychodzą dopiero po czasie.
Bywa też, że przez chwilę nie ma nikogo… i to właśnie wtedy uczysz się chodzić po ziemi własnymi stopami.
To wszystko jest częścią wzrostu duszy.
Tak samo, jak zmieniasz ubrania, gdy ciało rośnie.
Tak samo, jak przeprowadzasz się, gdy dom przestaje Ci służyć.
Tak samo, jak zmieniasz auto, gdy stare nie unosi już Twojej nowej energii.
Tak samo zmieniasz ludzi wokół.
Nie ze złości. Nie z wyższości. Ale z naturalnej potrzeby duszy.
Nie bój się więc tych zmian.
Idź dalej z odwagą. Bo tam, gdzie jesteś prowadzona / prowadzony – czekają na Ciebie dusze, które naprawdę widzą.
Kiedy zaczynasz świecić mocniej
Na początku wszystko wydaje się znajome.
Rozmawiacie. Wspieracie się.
Macie wspólną przeszłość.
Łączy Was historia – czasem ból, czasem śmiech, czasem szukanie.
Ale w pewnym momencie zaczynasz się zmieniać.
Jeśli jesteś kobietą – Twoje ruchy stają się bardziej świadome. Mówisz innym tonem.
Zaczynasz nosić się inaczej. Twoje „nie wiem” zamienia się w „czuję, wiem”.
Twoje ciało się prostuje. Twoje spojrzenie jest spokojniejsze.
Jeśli jesteś mężczyzną – Twoje decyzje stają się cichsze, ale bardziej ostateczne.
Twoje słowa mają ciężar. Twój krok wyraża obecność.
Już nie pytasz, czy możesz – po prostu wybierasz.
I nie trzeba nic kończyć ani ucinać.
Bo ci, którzy nie wzrastają z Tobą, zaczynają się oddalać sami.
I wtedy… zaczynają się zmiany w ludziach wokół Ciebie
Dzieliliście się kromką chleba.
Rozmawialiście do późna o sensie życia.
Byli przy Tobie wtedy, gdy wciąż szukałaś siebie.
Gdy żyłeś skromnie, cicho, jeszcze nie w Pełni.
Byli.
Ale przestali być w chwili, gdy naprawdę zaczęłaś rosnąć.
Gdy z cichej obecności wyłoniła się Świadomość.
Gdy zaczęłaś mówić głosem, który nie prosi, tylko stwierdza.
I to nie był już tylko rozwój duchowy.
To była zmiana całego pola.
Twoja energia się ugruntowała.
Twoje ciało się wyprostowało.
Twój głos się wyostrzył.
Twoja przestrzeń się oczyściła.
I życie zaczęło reagować.
Wibracja otworzyła drzwi, które wcześniej pozostawały zamknięte.
Zaczęłaś/zacząłeś nosić inne ubrania.
Dbać o swoje włosy inaczej niż kiedyś.
Twoje ciało zaczęło wyglądać inaczej.
Twoje otoczenie się zmieniło.
Nowe meble.
Nowa kuchnia.
Nowy samochód.
Nowa jakość.
Twój dom stał się świątynią.
Twój zapach – obecnością.
Twoje słowa – decyzją.
I właśnie wtedy ludzie, którzy kiedyś byli tak blisko, zaczęli się cofać.
Czasem subtelnie.
Czasem gwałtownie.
Ale zawsze z tym samym mechanizmem:
Przestali cię słuchać.
Zaczęli mówić o sobie.
Zaczęli podważać.
Zaczęli porównywać.
Zaczęli próbować ściągnąć cię z powrotem.
Zamiast uszanować twoje światło – zaczęli je zagadywać.
Zamiast usłyszeć twoją historię – zaczęli opowiadać swoją.
Zamiast zapytać, jak doszedłeś do tej Pełni – zaczęli rzucać aluzje o „zmianie klimatu”.
I wtedy przychodzi próg
Ten prawdziwy.
Nie duchowy.
Tylko fizyczny, ziemski.
Czy zatrzymasz się, żeby ich nie urazić?
Czy przestaniesz świecić, żeby im nie przeszkadzać?
Czy zrezygnujesz z tego, co czujesz – żeby znów być „jak dawniej”?
Czy przekroczysz ten próg.
W pełni.
W elegancji.
W zapachu, który zostaje w powietrzu.
W domu, który pachnie kadzidłem i porządkiem.
W sukni lub marynarce, które są znakiem twojej Nowej Świadomości.
W każdym kroku, który niesie twoją misję – a nie ich komfort.
Nie każdy, kto znał cię w skromności, potrafi zobaczyć cię w Królewskiej Pełni.
Nie każda przyjaciółka znosi energię twojej obecności, gdy nie ma już w niej litości.
Nie każdy mężczyzna znosi blask kobiety, która zna swoją wartość.
Nie każda kobieta potrafi kochać mężczyznę, który już nie daje się kontrolować.
Ale ty idziesz dalej.
Z wysoko podniesioną głową.
Z jasnością.
Z obecnością.
Z milczeniem, które nie musi się tłumaczyć.
Bo to jest twój czas.
Twoje światło.
Twoja prawda.
Twoja materia – przesiąknięta duchem.
Nie zawsze nagłe.
Nie zawsze agresywne.
Ale zawsze nieuniknione.
Przyjaciele milkną.
Rodzina przestaje rozumieć.
Partner, partnerka… zaczyna podważać Twoje decyzje.
Nagle wszystko, co robisz, staje się „dziwne”, „przesadzone”, „nie takie jak dawniej”.
Ale to nie Ty znikasz.
To oni nie potrafią Cię już uchwycić w tej nowej częstotliwości.
Dlaczego?
1. Bo Twoja zmiana konfrontuje ich ze stagnacją
Gdy zaczynasz świecić mocniej – ich cień staje się bardziej widoczny.
Gdy zaczynasz mówić z mądrością – ich powtarzane żale brzmią jak zgrane płyty.
Gdy zaczynasz działać z poziomu mocy – ich wymówki tracą sens.
Twoja obecność przestaje być wygodna.
2. Bo łamiesz wspólny kod tożsamości
Byliście razem w bólu, w chaosie, w niskich wibracjach.
A teraz Ty… sięgasz wyżej.
I oni nie wiedzą, jak to unieść.
Bo jeśli Ty już nie potrzebujesz tamtych tematów, tamtych rozmów, tamtej emocjonalnej mgły…
To, kim oni są teraz w Twoim życiu?
Co im zostało?
Twoje światło zrywa wspólne narracje.
I dlatego dla wielu jesteś już „obca / obcy”.
3. Bo tracą nad Tobą kontrolę
Dopóki byłaś grzeczna, potulna, wiecznie pytająca o radę – wszystko było dobrze.
Dopóki byłeś do zniesienia, słaby, łatwy do zdominowania – mogli Cię „kochać”.
Ale teraz stoisz prosto.
Wiesz, czego nie chcesz.
Wiesz, że nie musisz się już tłumaczyć.
I to odbiera im pozycję, z której czerpali władzę – często nieświadomie.
I próbują odzyskać kontrolę:
– Poprzez ironię.
– Poprzez obgadywanie.
– Poprzez „troskę”, która udaje miłość, ale ma zatrzymać Twój lot.
– Poprzez pytania w stylu: „No co Ty znowu wymyśliłaś?”, „Serio? Aż tak bardzo się zmieniłeś?”
Ale to nie jest Twój koniec. To jest Twoje przebudzenie.
Każda zmiana wibracji odfiltrowuje ludzi.
To nie jest kara.
To oczyszczenie.
Tak jak zmieniasz ubrania, gdy Twoje ciało się zmienia…
Tak jak zmieniasz dom, gdy Twoje wnętrze pragnie harmonii…
Tak samo zmieniasz ludzi wokół – gdy Twoja dusza wchodzi w nowy etap.
A co, jeśli zostajesz sama / sam?
Wielu z Was – Dusz Światła – pisze do mnie w takich chwilach.
Bo ten moment bywa brutalny:
– pustka po relacjach,
– cisza, gdzie kiedyś był wspólny śmiech,
– przestrzeń, która wydaje się zimna…
Ale to nie jest koniec drogi.
To święta przerwa przed tym, zanim pojawią się nowi ludzie – na Twoim nowym poziomie.
Twoja samotność to nie klątwa.
To przygotowanie.
To moment, w którym Wszechświat wyrównuje Cię z tymi, którzy naprawdę z Tobą współgrają.
I gdy już przestaniesz szukać „starych” – wtedy oni przyjdą.
Nowi. Prawdziwi.
Z oczami, które nie boją się Twojego światła.
Z sercem, które nie chce Cię zatrzymać – tylko z Tobą iść.
I pamiętaj…
Nie jesteś „zbyt silna / zbyt silny”.
Po prostu przestałaś się zmniejszać, by się komuś zmieścić.
Nie jesteś „inna / inny”.
Po prostu wróciłaś / wróciłeś do siebie.
Nie każdy uniesie Twoją obecność.
Ale Ty nie musisz się już tłumaczyć.
Bo to jest Twój czas.
Twoja ścieżka.
Twoja Pełnia.
Na koniec zapamiętaj:
To, że wzrastasz – to powód do dumy.
To, że Twoje światło staje się silniejsze – to nie powód do wstydu, tylko do celebracji.
Nie musisz patrzeć na tych, którzy zostali w tyle, z pogardą.
Ale możesz spojrzeć z cichym współczuciem.
Bo oni wybrali, by zostać tam, gdzie Ty już nie możesz oddychać.
Zostali w przestrzeni, która dla Ciebie stała się zbyt ciasna, zbyt duszna, zbyt mętna.
To tak, jakbyś wyszedł / wyszła ze slumsów –
i stanął / stanęła na czystej, otwartej przestrzeni, z powietrzem, które koi duszę.
Patrzysz za siebie – i widzisz znajome twarze.
Wciąż siedzą w błocie, wciąż mówią to samo,
wciąż tłumaczą, że „tam też da się żyć”…
Ale Ty już wiesz:
można żyć – ale to nie jest życie.
Oni siedzą, bo nie wiedzą, że można wyjść.
Albo siedzą, bo się boją.
Albo siedzą, bo to jedyne, co znają.
Ale Ty… wyszłaś / wyszedłeś.
I to wystarczy.
Nie czekaj, aż do Ciebie dołączą.
Nie próbuj ich nieść.
Idź dalej. I bądź latarnią.
Bo może kiedyś spojrzą za siebie – i zobaczą Twoje światło.
I wtedy… być może też ruszą.
A jeśli nie – Ty już jesteś na nowej ziemi.
I to jest Twoje miejsce.
Jeśli ten tekst poruszył coś w Tobie –
jeśli przechodzisz przez podobny proces, albo już przez niego przeszłaś / przeszedłeś –
napisz kilka słów w komentarzu.
Twoja historia może stać się światłem dla kogoś innego.
A Twoja obecność tutaj – jest ważna.
Z miłością i światłem,
Maria Bucardi
Wizjonerka, Mentorka Świadomości, Strażniczka Wiedzy Natury i Praw Wszechświata. Autorka. Założyciel organizacji onoSemina.org Web mariabucardi.pl, bucardimaria.com Ocal lasy. To, co Święte, wymaga Twojej obecności. |

3 komentarze
Mighty M says:
24/06/2025 at 16:38Nie lubie byc zatrzymywana … kocham, gdy ktos chce mi towarzyszyc, isc ze mna … to sie tak dobrze czuje, z kim nam jest dobrze a z kim juz nie, lubie Twoje dwa slowa Mario ‘to wystarczy’, jest w nich cudownosc, ktora mnie porusza.
Ciesze sie obecnoscia zwierzat, roslin, patrze jak slimaki opychaja sie melonem, zabieram czasami jakiegos, ktory w te upalne dni zakotwiczyll na murze, ktorego Slonce nie oszczedza cieplem, niech zazna cienia w lesie i orzszkow ziemnych z melonem …:)))))))
p.s. gdy czas przychodzi najlepiej odejsc, nie tylko dlatego, ze juz nie czujemy radosci ze wspolnie spedzanego czasu, ale dlatego, ze nie mozemy przeciez siebie oszukiwac, nie mozemy oklamywac te druga strone, ze jest nam z nia dobrze …
bibi says:
20/06/2025 at 12:45Temat baaardzo bliski mojemu sercu. Pomimo odeseparowania, melancholia czasami wraca. Dziś po nich zostało tylko echo tamtego etapu.
Anonim says:
19/06/2025 at 00:28Dokładnie coś takiego przerabiałam i ciągle przerabiam przez całe życie. Wcześniej myślałam, że coś ze mną jest nie tak, gdyż nie mogę się przyjaźnić cały czas z tymi samymi osobami. Co chwilę ktoś odchodził.
Ostatnio wręcz żyję w ciągłej zmianie. Jak się już przysłowiowo “zadomowię”, to czas na “przeprowadzkę”.
Dziękuję za ten wpis ❤️